Hasło zostanie wysłane na twojego e-maila.

Nie należymy do osób, które idą w podróżowaniu na łatwiznę, dlatego ciągłe komentarze znajomych, że „Fuerteventura jest świetna dla podróżujących z małym dzieckiem” bardzo mnie irytowały. My przyjechaliśmy tutaj, głównie ze względu na świetne warunki do surfingu, którym pasjonuje się Łuki oraz wspaniałe plaże, na których mogłabym szaleć z Basią.

Czy naprawdę jest to wyspa dla: nudziarzy, emerytów, rencistów, leniwych, kobiet w ciąży i podróżujących z małym dzieckiem? Czyli wszystkich oprócz młodych ludzi z pasją do podróży i do życia? Sprawdźcie razem ze mną.

Szczegóły wyjazdu: Bilety kupiliśmy na świetnej promocji już w marcu. Byliśmy akurat po kilkudniowej wycieczce do Londynu (pierwszy lot Basi w wieku 2,5 miesiąca), spragnieni słońca po długiej zimie i relaksu, którego brakuje każdemu w pierwszych miesiącach bycia rodzicem. W przeszłości często planowaliśmy wycieczki z półrocznym wyprzedzeniem, dzięki temu np. wracając z podróży po Meksyku nie byliśmy smutni, bo wiedzieliśmy, że już za pół roku lecimi na Hawaje. 

Właśnie minęło 1,5 tygodnia z zaplanowanych 3 pobytu na wyspie.

 

Oto co najbardziej mnie zachwyciło:

Piękne, piaszczyste plaże.

Nie ma ani odrobiny przesady w powiedzeniu, że Fuerteventura to Hawaje Europy. Cudowne plaże z białym, delikatnym piaskiem ciągną się tu kilometrami. Do tego dochodzi turkusowa woda i czujemy się jak w raju. Dla mnie to bardzo fajne doświadczenie, bo dotychczas uważałam, że najpiękniejsze plaże w Europie ma… Polska :)

 

Cudowny ciepły wiatr.

Gdy jest bardzo ciepło i słońce praży naszą skórę, a wtedy pojawia się ten cudowny lekki wiaterek… To jest moja ulubiona pogoda. Czasami mamy ją też w Polsce. Idealne, lekko chłodzące, ale jednak ciepłe wiaterki… Na Fuerteventurze sprowadza się to do tego, że oprócz bardzo przyjemnych spacerów i wypocztnju na plaży, niepotrzebna jest w domach klimatyzacja. Wystarczy otworzyć okna, najlepiej na przestrzał i w ciągu kilku minut mamy w domu temperaturę idealną.

 

Przewidywalna pogoda.

Próbowaliście kiedyś umówić się na grilla z wyprzedzeniem dłuższym niż jeden tydzień? Mamy bardzo dużą szansę, że będzie akurat padać. Tutaj nie musimy się o to martwić zupełnie. Codziennie jest idealna lub prawie idealna (zachmurzone niebo) pogoda. Więc umawiajmy się spokojnie za trzy tygodnie, i tak będzie pięknie!

 

Brak komarów.

Nie wiem czy to przez suchy klimat, wiatry, czy dlatego, że to wyspa. Nie ma tutaj komarów! Albo prawie nie ma, bo wydaje mi się, że raz jednego widziałam. Wyobrażacie sobie te wszystkie ciepłe wieczory przy winie siedząc na tarasie?

 

Piękne widoki.

Spacerując wspaniałą plażą po ciepłym, bialutkim piasku możemy zawiesić oko nie tylko na pięknej wodzie, ale też okolicznych wyspach, które są naprawdę blisko. Piękny, spokojny krajobraz. Bardzo uspokajają też spacery po ciągnących się w nieskończoność wydmach.

 

Środek wyspy.

Różnica kulturowa między obrzeżami wyspy sąsiadującymi z oceanem, a górzystym środkiem jest ogromna. Obrzeża należą do turystów i całego biznesu z tym związanego. Na środku wyspy możemy spotkać lokalnych mieszkańców, podpatrzeć jak mieszkają, zjeść ciacho od „babci” czy poobserwować hodowle kóz.

 

Oczywiście wyspa ma też swoją drugą stronę.

Brak zieleni.

Pod względem plaż Fuerteventura rzeczywiście przypomina Hawaje. Jednak jeśli chodzi o zieleń to podobna jest tylko odrobinę do najmłodszej Hawajskiej wyspy – Big Island, gdzie możemy podziwiać podobne lawowe krajobrazy na części terenu. Z racji bliskiej odległości do Afryki (jedynie 120km) nie powinno dziwić, że Fuerta jest całkowicie pustynna. To wszechobecne wiatry są odpowiedzialne za piękne plaże, ale też całkowicie piaskowy krajobraz.

 

Upał w środku dnia.

Sjesta od 16 lub 17  do 20 to nie jest wymysł leniwych mieszkańców, w niektóre dni słońce popołudniami daje nieźle w kość. Sama nie miałabym ochoty pracować w takim upale!

 

Karaluchy.

Nie ma komarów i super. Jednak inne, dużo większe i bardziej obrzydliwe robale spotkamy bez problemu. Miałam wcześniej dotycznienia z karaluchami w trakcie obozu językowego na Cyprze. Wtedy pamiętam, że były to wyjątkowo ogromne okazy, które pojawiły się w naszej kuchni o dziwo po tym jak dokładnie ją posprzątałyśmy. Widocznie mając co jeść nie musiały się pokazywać naszym oczom, wyszły dopiero szukając jedzenia. Na Fuercie było zupełnie inaczej, przez pierwsze kilka dni chodziliśmy głównie do knajp, dopiero po kilku dniach, ugotowaniu dużego obiadu i zostawieniu kilku naczyć do umycia po powrocie ze spaceru zastaliśmy nowego lokatora. Od tej pory codziennie przychodził jeden lub dwa. Wydaje mi się, że wchodziły sobie elegancko drzwiami, bo jednego załatwiliśmy na samym progu. Jakby wchodziły do restauracji!

 

Dużo opuszczonych miejsc (Wyspa duchów).

Ciężko się oprzeć wrażeniu, że swoje turystyczne złote czasy ta wyspa ma już za sobą. Bum turystów przypadał tutaj na końcówkę dwudziestego wieku (lata 80-90) i chociaż po roku 2000 nadal rozpoczynały się różne inwestycje, to mało która z nich została ukończona. Szczególnie widoczne jest to w Corralejo, gdzie stoi kilka prawie ukończonych hoteli. Część z nich ma nadal rusztowania, wygląda to tak jakby po prostu któregoś dnia pracownicy nie przyszli do pracy.

 

Dostepność produktów.

Jak na każdej wyspie, dostępność produktów i ceny różnicą się od tego do czego przywykliśmy na lądzie. Podobnie jak na Maderze, kupując regularnie jakiś produkt zauważyliśmy, że w sklepie go nie przybywa. A z każdą kupioną przez nas sztuką na półce jest go mniej z dnia na dzień.

 

Jeśli jesteście ciekawi co robimy na Fuerteventurze to zapraszam Was na pierwszego vloga.